facebook

Faramuszki, dyrdymały, duPeeReLe

Sylwetki Tadeusza Huberta Jakubowskiego mieszkańcom naszego regionu nie trzeba przedstawiać. Pisarz, architekt, ale przede wszystkim sąsiad, który zawsze znalazł czas na rozmowę i żarty, odszedł od nas na początku grudnia ubiegłego roku. Zupełnie przypadkiem w trakcie realizowania materiału poświęconemu jego pamięci, dowiedzieliśmy się, że tuż przed śmiercią „Tadzio” przekazał na ręce dyrektora Książnicy Pruszkowskiej skrypt swojej ostatniej książki - Faramuszki, dyrdymały, duPeeReLe. In memoriam Tadeusz Huberta Jakubowskiego można obejrzeć tutaj.


O książce porozmawialiśmy z dyrektorem Książnicy Pruszkowskiej i wieloletnim przyjacielem autora - Grzegorzem Zegadło.

 

Grzegorz Zegadło: Teczkę z treścią książki otrzymałem od Tadzia w listopadzie, dosłownie na kilka dni przed jego przedwczesną śmiercią. Materiał był obszerny z wieloma powtórzeniami z poprzednich książek. Tadzio jak to Tadzio, powiedział nam, że możemy zrobić z tym co chcemy, ale postawił warunek, a był nim tytuł. Był wręcz nieprzyzwoicie uparty pod tym względem i jak to bywało z Tadeuszem, za tytułem kryła się kolejna historia (śmiech). Nie będziemy tutaj przywoływać nazwisk, ale kilku jego bliskich znajomych powiedziało, że takie faramuszki czy duperele może pisać każdy. Jestem święcie przekonany, że właśnie wtedy w głowie Tadzia zrodził się pomysł napisania tej książki.


Redakcja: Jak w takim razie opisałby Pan tę książkę?

 

Grzegorz Zegadło: To w zasadzie zbiór historii i anegdot z życia Tadeusza. Postanowiliśmy także popracować nad stroną wizualną. W książce znajdą Państwo zdjęcia z dużych imprez: Targów książek, spotkań autorskich czy Dni Pruszkowa, tak naprawdę z wszystkiego co Tadzio kochał, a warto zaznaczyć, że najbardziej kochał, to miasto i jego mieszkańców. W książce znajdują się także portrety „Tehajota” wykonane atramentem przez Adama Kalicego.

 

Redakcja: W takim razie, kiedy możemy spodziewać się premiery?

 

Grzegorz Zegadło: Przyznam szczerze, że pandemia koronawirusa pokrzyżowała nam plany. Premiera miała odbyć się już w kwietniu. Jeżeli zdarzy się jakiś cud, to może uda się wydać „duPeeReLE” już w wakacje, ale realnie patrząc stawiam, że będą to okolice września.

 

Dzięki uprzejmości Książnicy, możemy Państwu zaprezentować trzy anegdoty prosto z „Faramuszek, dyrdymałów i duPeeReLi”. Zapraszamy do lektury!

 

OD AUTORA 

Tytuł tej książeczki tylko w jednej trzeciej jest moim dziełem. Jego dwa pierwsze wyrazy są autorstwa moich przyjaciół. Od jednego z nich dowiedziałem się, że piszę „faramuszki”, od drugiego, że „dyrdymały”.

Faramuszki i dyrdymały postanowiłem uzupełnić „duPeeReLami”, czyli duperelami z PRL. Trochę tylko żałuję, że nie wpadłem na ten pomysł wcześniej. Z duPeeReLi wyprztykałem się w moich poprzednich książeczkach. Czytelniczki i Czytelników tej książeczki przepraszam za częściowe powtórzenie niektórych z nich. Również za zamieszczenie w niej kilku opowieści z ponad tysiąca trzystu rozsypanych w tamtych książeczkach.  Mam 90 minus, który niestety z każdą chwilą się zmniejsza i pamięć moja zaczyna szwankować, żeby nie powiedzieć: fantazjować…

 

BUTY

Sprawa jest banalna i zastanawiałem się, czy jest sens o tym pisać. Przeważyła chęć własnego wkładu do nauki. A nuż migaweczkę tę przeczyta jakiś geriatra i wykorzysta ją w swoich badaniach na temat oddalania się wieku „młodzieńczego” i postępującej… zapomniałem, jak się to słowo nazywa.

Czyściłem buty. Napastowałem i starą wełnianą skarpetką usiłowałem uzyskać połysk. Lewy się świecił jak porównywalne psie jaja, prawy był smutny. Wyglądał tak, jakby był od innej pary. Myślę sobie – ki diabeł?

Otóż okazało się, że lewy napastowałem dwa razy, prawy natomiast tej pasty nie widział.

Sytuację naprawię przy następnym czyszczeniu butów. Lewego nie pokryję pastą ani razu, prawego napastuję dwukrotnie. Wyjdzie na remis. Żaden z nich nie będzie pokrzywdzony.

 

MIŁOSIERNY ŁOBUZ

albo tylko łobuziak.

Często odpoczywam przy sadzawce, nad którą pochyla się Narcyz. Dużo matek, dużo dzieci i dużo gołębi. Gdy jest zimno, jest ich mniej lub wcale ich nie ma.

Tak było dzisiaj. Był tylko jeden gołąb i ja. Zachowywał się dziwnie. Podskakiwał na jednej nodze. Próbował stawać również na drugiej, ale to mu nie wychodziło. Była zdeformowana i pewnie go bolała. Zdeformowane miał palce. Widocznie wcześniej były związane nitką. Stan taki musiał trwać dość długo, ponieważ po uwolnieniu go od tego nieszczęścia jego palce ciągle były zdeformowane.

A dlaczego miłosierny? Bo poprzestał na uszkodzeniu tylko prawej nogi. Mógł przecież zrobić to samo z lewą.

Gołębia nakarmiłem pokruszoną bułką. Po najedzeniu się usiadł na głowie Narcyza, napił się wody z sadzawki i pofrunął do domu.

Bułką, która mi została nakarmiłem kaczki. Szczegóły w opowieści „Gęsi, kaczki i ludzie” w tej książeczce.

 

artykuł redakcji serwisu informacyjnego "Panorama - Informacje z Regionu"

chcesz zgłosić nam interesujący temat? Napisz do nas: redakcja@telkab.pl